|
|
Rowerowe Zaduszki w Dolinie Dolnego BuguWbrew licznym, powtarzającym się protestom rodziny, rozpaczy kobiet, płaczowi dzieci i ogólnemu niedowierzaniu, w dniu 5 listopada pojechaliśmy na jesienną wycieczkę w Dolinę Dolnego Bugu. Niewiele brakowało, a wyjazd miał sporą szansę zamienić się w najprawdziwszego ŚWIRa (Śnieżny Wyjazd Irracjonalnych Rowerzystów). Rano wszyscy w drodze na dworzec mogli podziwiać ogromne śnieżne czapy na drzewach, które to utworzył gęsto padający w nocy śnieg. Wraz z ilością przejechanych kilometrów, śnieg zamieniał swoją postać w tą mniej lubianą, niestety ciekłą. Wyjazd w zasadzie i tak był zupełnie irracjonalny, bo prognozy pogody na niedzielę nie pozostawiały żadnych złudzeñ rowerzystom. Najpierw śnieg, potem deszcz a wszystkie dary niebios w idealnie lodówkowej temperaturze 0 - 5 C. Po założeniu ochraniaczy na buty, rękawiczek, czapek, uzbrojeni w termosy pełne gorącej herbaty zagłębiliśmy się w zimowo-jesienny nadbużañski pejzaż i wyruszyliśmy z Małkini w kierunku Broku - najpierw ścieżką wijącą się stromą skarpą nad samą rzeką, następnie przez prywatne, zagrodzone pola aby wreszcie asfaltem dotrzeć do Broku. Pierwszą atrakcję wycieczki, czyli ruiny zamku w Broku zwyczajnie przegapiliśmy. Przyznam, że zacinający śnieg skutecznie utrudniał rozglądanie się na boki i podziwianie krajobrazów. W Broku natomiast udało się odnaleźć przeprawę i przekroczyć Bug, co umożliwiło kontynuowanie trasy po drugiej stronie rzeki, wzdłuż wałów przeciwpowodziowych w kierunku Szynkarzyzny by odwiedzić znajomego Nepomuka, jedną z najpiękniejszych figur tego świętego w Polsce. Jak się okazało, Jan od czasu ostatniej naszej wizyty (wycieczka Puszcza Kamieniecka ) przeszedł gruntowny, że tak powiem lifting - został pięknie odnowiony. W jego obecności podający od rana śnieg przeszedł w deszcz ciągły i już od tej pory zalewani wyłącznie potokami wody pojechaliśmy w kierunku Jerzysk. Na tym odcinku Pile udało się zrobić coś, czego od kilkunastu lat jeżdżenia nie zrobił, a mianowicie poluzowała mu się korba. W Jerzyskach, jako że zaistniały sprzyjające okoliczności (wyznaczone miejsce do rozpalenia ogniska z wiatą), a pora była dość wczesna, postanowiliśmy odpocząć, posilić się, jak również podsuszyć. Marek sprawnie rozpalił małe ognisko i po chwili wszyscy ciasno otaczając ogieñ, równo parowali niczym kartofle wyciągnięte z garnka. Przy ognisku jak to przy ognisku, rozwiązały się języki i parząc sobie usta gorąca herbatą, toczylibyśmy niekoñczące się dyskusje gdyby nie to, że w międzyczasie, pokazało się słoñce i błękitne niebo, o których prognozy tego dnia zupełnie milczały. Fakt ten nastroił nas optymistycznie i zdecydowanie przyśpieszył ponowne wskoczenie na rowery. Wzmocnieni gorącą czekoladą i rozgrzani herbatą przez opustoszałą o tej porze roku Puszczę Kamieniecką ruszyliśmy w ostatni etap (do Łochowa), który przypominał raczej wiosenne roztopy a nie jesieñ. Topniejący śnieg i deszcz pokrył drogi dość głęboką warstwą wody. Przejeżdżając przez kałuże lub lawirując między nimi w ostatnich promieniach jakże malowniczego zachodu słoñca, dotarliśmy do dobrze nam znanej stacji PKP w Łochowie. W drodze powrotnej niektórzy przyznali się, że nie znaleźli dość dobrej wymówki lub zbyt długo czekali na telefon odwołujący wyjazd. Tym bardziej jestem pod wrażeniem wysokiej frekwencji w grupie. Okazało się, że przy dobrym, przemyślanym ubraniu i zabezpieczeniu przed wodą, oraz odpowiednim przygotowaniu (podstawa to gorący termos), można jeździć na rowerze, dobrze się bawiąc, w każdą nie-pogodę. Trasa 52 km była następująca:Małkinia - Brok - Szynkarzyzna – Jerzyska – Łochów Udział wzięli:
| ||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |