|
|
Na błotnistym WołyniuPod koniec lipca wybraliśmy się na czterodniowy wypad na Ukrainę. Zaczęliśmy na skraju Polesia Wołyñskiego i przez Wyżynę Wołyñską dotarliśmy na Ziemię Lwowską odwiedzając po drodze urocze pasmo Woroniaków, w którym to zaczyna się Rzeka Wielu Wyjazdów - Bug.Wyjazd rozpoczał się we środę późnym wieczorem. Wyruszyliśmy z Chełma w strugach ulewnego, aczkolwiek ciepłego deszczu. Już po minięciu 640 TIRów (liczyła Olga) dotarliśmy do granicy. Z przejazdem nie było problemu (przejście w normalnym trybie nie obsługuje rowerzystów, zależy to od nie wiadomo czego, w dniu wyjazdu dwukrotnie zgłaszaliśmy jednak zamiar przejazdu telefonicznie i obiecano nam, że nie będzie problemów). Jeszcze kilkanaście kilometórw ukraiñskiej nocy i rozłożyliśmy namioty na łące. Poranek nie był może słoneczny, ale po mocno deszczowej nocy mówił wyraźnie: jest lepiej. W optymistycznych nastrojach przejechaliśmy kilka wiosek i za Wysockiem wjechaliśmy na nadbużañskie łąki. Za nami wyruszył oczywiście patrol ukraiñskiej straży granicznej zaalarmowanej zapewne przez mieszkañców którejś z mijanych wsi. Po rutynowej kontroli patrol dał nam spokój a my przez łąki i piaszczyste lasy pojechaliśmy do Kładniowa. Droga była ciężka, w lesie duszno i wilgotno, opony zapadały sie w mokrym piachu (co by było gdyby było sucho wolę nie myśleć), liczne kałuże wymagały ciągłych manewrów a krwiożercze gzy i komary zrobiły sobie z nas prawdziwą ucztę. W koñcu opuściliśmy lasy, mineliśmy wielkie mokradło i już o wiele lepszą drogą pojechaliśmy do Korytnicy podziwiając rozwieszoną przy drodze konstrukcję z drutu kolaczastego, która wyraźnie mówiła: wycieczki nad rzekę nie będzie. Po kolejnej kontroli wyjechaliśmy z lasu i dotarliśmy do wiejskiej drogi, która składała się głównie z kałuż i nadawała się doskonale do hodowli wszelakiego pływającego ptactwa, przy okazji pełniąc także rolę komunikacyjną. Odwiedziliśmy sklep, zjedliśmy conieco i pojechaliśmy w stronę Włodzimierza Wołyñskiego - wiejskimi drogami, błotnistymi polami i zakomarzonymi lasami. Na Wołyniu wszystko wydawało nam się dwa razy większe niż w Polsce. Wsie były dwa razy dłuższe, droga dwa razy szersza z podwójną ilością dziur, pola i lasy ciągneły się po kilkanaście kilometrów a obrane cele przybliżały się dwa razy wolniej. Tymniemniej dotarliśmy w koñcu do Włodzimierza i po drobnych zakupach oraz wizycie na stacji kolejowej (sprawdzenie pociągów) wyjechaliśmy główną drogą a po kilkanastu kilometrach ponownie zagłębiliśmy się w wiejskie dukty. Za miejsce na nocleg obraliśmy mile wyglądający pagórek z brzózkami. Gdybyśmy wiedzieli, że dojście na nocleg podwoi wchłonietą przez cały dzieñ dawkę błota, pewnie wcale byśmy nie spali. Było już jednak ciemno i światło latarek wyłaniało tylko najbliższą kałużę, co kazało nam myśleć że dalej będzie już lepiej... Ostatni dotarł Wiesław. Glina zupełnie pozaklejała mu koła, które przestały się obracać i przez sporą częsć drogi musiał nieść rower wraz z 10 litrowym bukłakiem wody, którą nabraliśmy przed noclegiem. Noc była gwiaździsta a poranek słoneczny, chociaż z każdą chwilą coraz mniej. Burza przeszła jednak gdzieś bokiem, a my korzystając z jej chwilowego braku pojechaliśmy dalej. Drogi wiejskie były w stanie akceptowalnym, jednak na polnych i leśnych znów napotykaliśmy wszechobecne błoto i kałuże. Zwykle jechaliśmy więc tuż przy drodze, tam gdzie roślinnośc była nieco niższa i nie było takiego błota. Szło nam to jednak dość powoli. Mozolnie zdobywaliśmy kolejne pagórki pokonując kolejne kilometry nieskoñczenie długich polnych dróg. Błoto nie było jednak najgorszą nawieszchnią po której przyszło nam jeździć. Tuż za Koniuchami wjechaliśmy na piękny i nowiutki asfalt, niedługo to jednak trwało gdyż jak się okazało droga była właśnie w budowie i dalsza jej czesć pokryta była też wprawdzie asfaltem, ale świeżo co wylanym i rozmieszanym z dopiero co spadłym deszczem. Całość stanowiła breję z jednej strony niesamowicie śliską, z drugiej lepką a z trzeciej niesamowicie śmierdzącą. Co było można objechaliśmy bokiem, jednak na koniec tego 3 kilometrowego odcinka nasze rowery, buty i ubrania były całe zabrudzone. Na szczęście większość smoły osiadła na warstwie grubego błota i wraz z nim odpadła. Przez pół dnia nieustającej walki z błotem udało nam sie przejechać nieco ponad 30 kilomnetrów. Kluczenie wśród pól miało wiele uroku, byliśmy jedak już tymi polami nasyceni i postanowiliśmy zmienić nieco rejon naszej rowerowej zabawy. Asfaltem przerzuciliśmy się nieco badziej na południe. Minęliśmy Horochów (wstępujac po drodze na świeży kwas chlebowy) i Beresteczko (podziwiając z mostu wspaniałe rozlewiska Styru), przespaliśmy burzową noc na łące pod lasem za Leszniowem i dopiero za Brodami ponownie zagłębiliśmy się w kolejne pola i łąki. Tym razem jechaliśmy przez urocze pagórki - Woroniaki. Więcej było tu łąk niż pól, a krajobraz był dużo bardziej kameralny - nie ciągnał się niezmiennie po horyzont ale zmieniał się dużo częściej. Zdobywając kolejne pagórki odkrywaliśmy coraz to nowe widoki. Tak klucząć przez Zalesie, Czernicę i Litowisko dotarliśmy do doliny rzeki Łuh, która po ostatnich opadach utworzyła liczne rozlewiska. Po łące zjechaliśmy do drogi i w Żarkowie zrobiliśmy przerwę nad rzeką. Po obiedzie czekał nas kolejny podjazd. I tak zupełnie nieświadomie dotarliśmy do miejsca w którym rozegrał sie jeden z najkrwawszych epizodów rzezi wołyñskiej. Napotkany pomnik - krzyż i dwie tablice z nazwiskami pomordowanych w Hucie Pieniackiej upamiętniały masakrę zgotowaną Polakom w 1944 roku przez ukraiñską dywizje "SS Galizien". Zginęło ponad 1100 osób - zwykłych mieszkañców okolicznych wsi. Przez dwa i pół dnia udawało nam się jakoś kluczyć pomiędzy burzami i byliśmy co najwyżej muskani jakimś delikatnym deszczykiem czy też raczeni dźwiękiem grzmotów. W koñcu jednak przyszła burza specjalnie dla nas. Byliśmy akurat na samym grzbiecie gdy ktoś na górze otworzył spust - przy akompaniamencie grzmotów dosłownie spłynęliśmy drogą do doliny i przeczekaliśmy najgorszą część siedząc w kucki na skraju drogi. Kiedy pioruny poszły sobie już nieco dalej a ściana wody zamieniła się tylko w intensywny opad musieliśmy jeszcze przekroczyć niewielki strumyk. To znaczy niewielki przed burzą bo teraz zrobiła się całkim pokaźna rzeczka z wyraźnym prądem. Wody było tyle że przykrywała koła a rower trzeba było mocno trzymać żeby nie odpłynał. Brodząc w licznych kałużach pojechaliśmy dalej w dół doliny i po przekroczeniu kolejnego rozlewiska stromą łąką zjechaliśmy do Werchobuży. W tej niepozornej wiosce znajduje się źródło Bugu, rzeki która kojarzy nam się z wieloma fajnymi wyjazdami. Dotarcie tutaj miało więc dla nas charakter symboliczny.
Namioty rozbiliśmy w pobliskim lesie i po pogodnej nocy, w słoneczną niedzielę wyruszyliśmy dalej, przecinając jeszcze kilkakrotnie (tym razem przez mosty) coraz to bardziej wartki strumieñ Bugu, potem podążyliśmy wraz z rzeką do Białego Kamienia i tam pozostaiwliśmy Bug na rzecz Złoczówki, w któej to dokonaliśmy kąpieli i umycia rowerów z grubej warstwy błota, przygotowując w ten sposób nasze ciała i pojazdy na spotkanie z cywilizacją. Spotkanie nastąpiło w Krasnym, gdzie wsiedliśmy w pociąg, z przesiadką we Lwowowie dotarliśmy do Mościsk II. Ostatnie kilometry do granicy pokonaliśmy skrótem Wiesława - udało się skrócić drogę do granicy jadąc przez bocznice kolejowe i las. Jeszcze tylko wymiana dętki w rowerze Olgi i pół godziny po przekroczeniu granicy zakoñczyliśmy wyjazd objadając się pysznymi lodami przemyskiej cukierniu Fiore.
Udział wzięli
Trasa wyjazdu 2008-07-23 (środa) - 35 km: Chełm - Beredyszcze - Jagodzin - Rymacze (nocleg za wsią nad rzeczką) 2008-07-24 (czwartek) - 95 km - Bereźce - Wysock - Kładniów - Korytnica - Nikiticze - Stężaryce - Zoria - Worczyn - Włodzimierz Wołyñski - Chobułtów - Chmielówka - Chmielów - (nocleg na pagórku) 2008-07-25 (piątek) - 105 Km: Nechworoszcza - Zamlicze - Stary Zagorów - Koniuchy - Priwitne - Horochów - Beresteczko - Leszniów (nocleg w lesie za Leszniowem) 2008-07-26 (Sobota) - 68 Km - Brody - Gaje Starobrodzkie (Gaj) - Szałaszka - Zalesie - Czernica - Litowisko - Trawers Masywu Wysokiego Kamienia - Żarków - Huta Pieniacka - Werchobuż - źródło Bugu - nocelg w lesie pod Werchobużą 2008-07-27 (niedziela) - 61 Km: Kołtów- Ruda Kołtowska - (łąkami i lasem) - Sasów - Usznia - Czeremosznia - Biały Kamieñ - Bużek - Gonczarówka - Skwarzawa - Ostrowczyk Polny - Krasne - pociąg do Lwowa - pociągo do Mościska II - Szeginie - Medyka - Przemyśl (nazwy miejscowości podano według map WIG jeśli przypominały obecne nazwy , nazwy pismem pochyłym według mapy 1:200 0000 Wołyñska Oblasc / L'vivska Oblasc , kiedy mapa WIG nie zawierała danej miescowości lub nazwy różniły się znacząco).
| ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |