Strona G��wna
Szukaj:   
abc     o nas     login
Wzmocnij POWER - wyjd¼ na rower

ŚWIR - (bez)Śnieżny Wyjazd Irracjonalnych Rowerzystów

W środku kalendarzowej zimy, na początku lutego wyruszyliśmy na normalny, dwudniowy rowerowy wyjazd. ŚWIR - Śnieżny Wyjazd Irracojonalnych Rowerzystów okazał się jednak bezśnieżnym a nawet bezbłotnym wędrówką po Pojezierzu Brodnickim i Dolinie Drwęcy.

Jedyne co zima dała radę przygotować to niewielki przymrozek nad ranem i trochę pozamarzanych jezior. Pogoda była łagodniejsza niż na niejednym wyjeździe wiosennym, tym bardziej że kierując się mapami pogodowymi w ostatniej chwili zmieniliśmy plany i zamiast na deszczowy wschód pojechaliśmy na słoneczną północ.

Ekspresem dojechaliśmy do Iławy i już o dziewiątej rano mogliśmy zacząć jazdę. Szybko opuściliśmy miasto i skręciliśmy na idący lasem szlak żółty. Śniegu nie było nawet w lesie, nie było nawet błota więc znudzeni oglądaniem zamarzniętych jezior powróciliśmy do drogi i przez pagórki pojechaliśmy dalej. Bez wątpienia bohaterem poranka było pełne dramaturgii niebo - groźne ciemne chmury przebijane to tu to tam plamami światła. Pola były zielone i tylko bezlistne drzewa przypominały że to środek zimy. Minęliśmy kilka położonych wśród pagórków jezior aż w koñcu skusiła nas elegancka drewniana wiata nad jeziorem Zbiczno. Malownicze chmury odpłynęły w nieznane i mogliśmy się cieszyć zupełnie błękitnym niebem. Wprawdzie nie tak wyobrażaliśmy sobie ŚWIR, nie było jedna na co narzekać. Pojechaliśmy do Brodnicy, zobaczyliśmy pozostałości krzyżackiego zamku, pokręciliśmy sie trochę po mieście i pojechaliśmy dalej.

Wieczorem (który to nąstapił dość wcześnie bo ok 17) znaleźliśmy sobie niezwykle malowniczą miejscówkę na nocleg i przystąpiliśmy do rozbijania obozu. Nocowaliśmy na pagórku w dolinie Drwęcy, z rozległym widokiem na jezioro będące zapewne jej starorzeczem . Las z drugiej strony zapewnił nam dostatek drewna, wkrótce zapłąnęło ognisko i mistrz kuchni czyli Radek przystąpił do gotowania. Jak zwykle potrawa była niebanalna i przepyszna. Tym razem "Kchercina Żiżig"- czeczeñski gulasz z przyprawą "co dusi konie" - niezwykle ostrą papryczką. Noc była gwiaździsta, rześka ale nie zimna a poranek przywitał nas lekkim szronem, słoñcem i błękitem nieba.

Początek drogi był bardzo malowniczy - towarzyszyły nam rozległe widoki pozamarzane rozlewiska w dolinie Drwęcy. Przez jedno z rozlewisk (rz. Rypienica) musieliśmy się przeprawić. Czynność prosta z pozoru - w lecie nikt by sie nie zastanawiał - zdjęlibyśmy buty i przejechali w klapkach. Teraz perspektywa moczenia nóg w lodowatej wodzie nie była zachęcająca, z resztą na zimowy wyjazd nikt nie zabrał klapek. Owinęliśmy więc buty szczelnie foliowymi workami i przejechaliśmy suchą a stopą. Droga do Golubia - Dobrzynia wiodła przez lasy nad Drwęcą. W okolicach Kupna napotkaliśmy malownicze jeziorko będące wynikiem działania kamieniołomu. Tam też zabłądzlibyśmy troszeczkę (prawdopodobnie w wyniku rozbudowy kamieniołomu droga zmieniła nieco swój przebieg i mapa mówiła co innego) ale pomógł na napotkany bezdomny Amerykanin. Tak przynajmniej twierdził - że ma obywatelstwo amerykañskie, że go żona opuściła i że tu mieszka w lesie. I że umie walczyć wręcz bo był wojsku. Nie zapytaliśmy tylko czy w służył LWP czy US Army....W każdym razie droga się znalazła, za to znikło słoñce i zrobiło się mgliście i pochmurno.

Przegryzkę zrobiliśmy sobie na zamku w Golubiu - Dobrzyniu oglądając przy okazji zamek oraz roztaczającą się z góry zamkowej panoramę miasta. Dalej pojechaliśmy jeszcze trochę wzdłuż Drwęcy, aby następnie przez wioski i lasy dojechać do Torunia.

W Toruniu po ulicy Szerokiej nie wolno jeździć rowerem, kiedyś nawet miałem tam przygodę ze strażą miejską a teraz przygodę miał Radek - skoñczyło się jak zwykle na pouczeniu. Ponieważ czasu do pociągu zostało sporo, postanowiliśmy zorganizować natychmiastowe spotkanie powyjazdowe - był z tym pewien problem, bo po pierwsze knajp nie było zbyt wiele a po drugie takiej z której byłby widok na rowery z bagażem szukaliśmy chyba z pół godziny. W koñcu trafiła się jakaś pizzeria i spotkanie mogło sie odbyć. W pociągu zajęliśmy sie przeglądem prasy i jakoś nikt nie zauważył że to już Warszawa Zachodnia (z przyzwyczajenia spodziewaliśmy się Wschodniej) , jednak ćwiczone przez lata sposoby na błyskawiczne wypakowywanie się z pociągu pozwoliły nam opuścić go w wyznaczonym na postój czasie.

Trasa
Sobota, 2007-02-03
Iława - Katarzymki - Bagno - Gryżliny - Lekarty - Skarlin - Łąkorz- Łąkorek - Ciche - Zbiczno - Brodnica- Kominy (ok. 65km)
Niedziela, 2007-02-04
Łapinóż-Rumunki - Kupno - Tomkowo - Rodzon - rz. Drwęca - Mokry Las - Lisewo - Golub-Dobrzyñ - Olszówka - Okonin - Elgiszewo - Młyniec - Jedwabno - Toruñ (ok. 70 km)

Skomentuj >>

ŚWIR~piła
Świr jak na razie udał się raz...nie wszedł do kalendarza jako wyjazd "coroczny" ale być może jeszcze się kiedyś odbędzie...2009-02-20 09:52
Rowerami po Toruniu~kot001
Wycieczka super! Tereny znane i piękne. Pytanie - czy ŚWIR będzie kontynuowany? Jeszcze jedno: to nie brak knajp, ale brak rozpoznania terenu(!); w ... [dalej]2009-02-19 21:45
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach
określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz.
strona główna |  index

0.02041 sek.  optima cennik