|
|
Suwalczyzna 2005 (Baby Edition)Mam na imię Maciek i właśnie skoñczyłem 11 miesięcy. Zdaje się, że szykuje się jakaś draka – cały dom zawalony jest torbami, które tata gdzieś wynosi. Wyniósł też gdzieś rowery i moja przyczepkę – chyba już wiem – pojedziemy na wycieczkę. Tylko po co tyle tych toreb? Cały dzieñ jechaliśmy gdzieś samochodem i na koniec wylądowaliśmy cioci Moniki. Ale ona daleko mieszka! Rano byłem głodny i grzecznie poprosiłem o jedzenie. Kiedy tak proszę mama mówi "przestañ krzyczeć" i wtedy już wiem że zaraz dostanę. Nie wiem co to takiego "piątaczterdzieści", ale mama chyba tego nie lubi. W każdym razie pora na zabawę. Fajowo. Tata zabrał mnie na spacer i pokazał mi masę nowych rzeczy – rosę na trawie, jezioro i takie śmieszne żujące trawę zwierzę co nazywa się krowa. Spotkaliśmy też psa. Akurat to zwierzę już znałem, ale mimo wszystko wolałem nie dotykać. Wróciliśmy do domu, zjadłem śniadanie i zrobiłem się bardzo śpiący. Spałem do jedenastej. Kiedy się obudziłem rodzice mieli wszystkie swoje torby i torebki pozakładane na rowery. Były nawet wszystkie moje zabawki razem z tą ogromną różową piłką i wielka paczka pieluch na rowerze mamy. Nigdy nie sądziłem że zawartość całego samochodu można przepakować na dwa rowery. Dalej pojechaliśmy na rowerach – ja oczywiście w przyczepce. Droga koło jeziora była bardzo fajna, przez szybki w przyczepce mogłem sobie patrzeć na wodę, domki i krowy. Potem wchaliśmy do lasu, przyczepka kołysała sie i kołysała aż zasnąłem. Spało mi się bardzo dobrze. Obudziłem się koło sklepu, gdzie rodzice kupowali jedzenie. Obiad jadłem na łące ale nie schodziłem z karimaty, bo trawa mnie kłuła w ręce, a poza tym z taką łąka to nigdy nic nie wiadomo – jest strasznie duża więc lepiej się trzymać przy rodzicach. Wieczorem rodzice rozłożyli domek, który wieźli w jednej z toreb. Już kiedyś tata rozkładał mi namiot w domu w dużym pokoju i fajnie się wtedy bawiliśmy – dlatego teraz wcale nie bałem sie wejść do środka. Teraz też bardzo mi się podobało w namiocie bo mogłem baraszkować na miękkich śpiworach. Wieczorem szybko zasnąłem przy szumie maszynki do gotowania, kiedy rodzice wyparzali moje butelki. Rano już nie mogłem się doczekać co będzie dalej. Jak tylko wstałem tata dokręcił do przyczepki dwa kółka i zrobił z niej wózek, w którym zabrał mnie na spacer. Poszliśmy na wielką górę z której widać było jezioro. Nie mogłem chodzić po trawie bo była jeszcze mokra, ale znaleźliśmy duży pieñ i mogłem trochę połazić po nim. Na czworakach oczywiście, bo inaczej jeszcze nie umiem. Rodzice złożyli namiot i zapakowali wszystko na rowery. Chyba gdzieś znowu pojedziemy, tyle że ja chciałem jeszcze spać, ale to nic, położyli mnie w przyczepce. Jest na prawdę bardzo wygodna i śpi mi się w niej dobrze. Nie budzę się nawet jak jedziemy po wertepach. Potem jechaliśmy długo po pagórkach – w górę i w dół. Nie ma co – mam silnego tatę. Cały rower zapakowany i jeszcze ja w przyczepce. Potem spotkaliśmy takiego pana co też jechał na rowerze i bardzo mu się moja przyczepka podobała. Rodzice zjedli obiad w knajpie a ja dostałem mój słoiczek odgrzany na maszynce turystycznej. Po obiedzie pojechaliśmy nad jezioro. Jestem jeszcze za mały żeby kąpać się w jeziorze, bo woda jest za zimna, ale rodzice zabrali mi dmuchany basenik i tata nagrzał wody na swojej maszynce a mama mnie umyła. A potem pojechaliśmy do koni. Nigdy jeszcze nie widziałem konia i myślałem że to pies. Wieczorem rodzice znowu rozłożyli namiot. W nocy było mi trochę zimno ale tylko trochę bo mama mnie ciągle przykrywała kocem i dawała ciepłe piciu. Sprytni ci rodzice, za każdym razem kiedy chciałem pić nalewali gorącej wody z termosu i nie musiałem długo czekać. Chyba dlatego że tak często się budziłem to mama nie chciała się ze mną bawić rano, bo sama przez to przykrywanie nie spała. Ale na szczęście tata zabrał przyczepkę i poszliśmy jak zwykle na poranny spacer. Tata robił dużo zdjęć i pokazywał mi pajęczyny z kropelkami wody, ale mi bardziej podobały się krowy. Potem poszliśmy obudzić mamę. Po śniadaniu rodzice złożyli namiot a ja znowu spałem w przyczepce. Obudziłem się jak wyjeżdżaliśmy. Jechaliśmy przez las i w pewnym momencie droga skoñczyła się, została tylko wąska ścieżka zakoñczona błotem. Rodzice jednak szybko odpięli moja przyczepkę i przenieśli ją na drugą stronę bagienka, potem sami przeprowadzili swoje rowery. Na obiad zatrzymaliśmy się nad jeziorem. Znowu spotkałem krowy, teraz już wiedziałem o nich wszystko, nawet to że robią muuuu! Dzisiaj nie śpimy w namiocie bo mama mówi ze jest za zimno i ze nie może spać bo ciągle mnie przykrywa. Znaleźliśmy więc sobie pokój agroturystyczny. Wstałem jak zwykle wcześnie. Rodzice zapakowali wszystko na rowery, tata podłączył przyczepkę i przez pagórki pojechaliśmy nad jezioro. Zajęło nam to godzinę, akurat tyle, żebym trochę zgłodniał, więc nad jeziorem zrobiliśmy sobie długi piknik. Potem długo jechaliśmy drogą przez pola dookoła jeziora i zasnąłem. Kiedy się obudziłem okazało się że wisi nade mną ręcznik taty. To rodzice zrobili mi dodatkowy daszek, żebym sie za nadto nie opalił. Strasznie już chciało mi sie jeść a my jechaliśmy i jechaliśmy...Opłacało się jednak poczekać bo w Jeleniewie była fajna knajpa i mama dała mi rybę. Jeszcze nigdy nie jadłem ryby i bardzo mi smakowała. No i koło knajpy był plac zabaw – drabinki, zjeżdżalnie i huśtawki. Wieczorem spaliśmy znowu w innym domu. Tu było ładnej niż poprzednio. Wszystkim spało się dobrze i nawet mama się nie denerwowała że tak wcześnie wstałem. Pojechaliśmy jeszcze przed moją przedpołudniową drzemką, więc zasnąłem po drodze w przyczepce. Obudziłem sie dopiero na strasznie wyboistej drodze z kamieni. Rodzice mówili kocie łby, ale ja żadnego kota nie widziałem. Obiad dostałem nad jeziorem, rodzice się wykąpali a mi znowu nie pozwolili. Ale przynajmniej mogłem sie pobawić na pomoście i postraszyć ich że wpadnę do wody. Po obiedzie jechaliśmy i jechaliśmy aż na koniec znowu dojechaliśmy do cioci Moniki. Myślałem że to już koniec całej wyprawy, ale następnego dnia rodzice zabrali mnie jeszcze na długą przejażdżkę wokół jeziora. Było super!Krótki komentarz rodziców. Przez pięć dni podróżowaliśmy w pełnym tego słowa znaczeniu z jedenastomiesięcznym dzieckiem. Zupełnie samodzielnie, transportując wszystko wyłącznie za pomocą siły mięśni, bez wykupywania wczasów i rezerwacji noclegów, ze spaniem na dziko lub w napotkanych po drodze kwaterach agroturystycznych. W większości poruszaliśmy się drogami bez asfaltu – szutrowymi, leśnymi i polnymi. Podczas drogi Maciek ani razu nie zaprotestował i nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia, czy zniechęcenia. Oczywiście z pewnością znajda się teoretycy którzy stwierdzą że zrobiliśmy to "dla siebie", że "umęczyliśmy biedne dziecko" i że "ono nic z tego nie miało". Ale to nie prawda. Spędziliśmy razem mnóstwo czasu a wycieczka miała dla Maćka duże walory poznawcze. Bardzo duże znaczenie dla powodzenia wyprawy miała konstrukcja przyczepki (Chartiot Cougar), zapewniająca komfortową, półleżącą pozycję oraz należytą amortyzację wstrząsów i dodatkową stabilizację głowy i kręgosłupa (dzięki zastosowaniu wkładki BabySuporter). Niewielka trudnością było spanie pod namiotem – sierpniowe noce były dość zimne i mimo że Maciek miał specjalnie uszyty na wymiar śpiwór puchowy to po prostu nie potrafił w nim spać, stąd ciągłe nocne czuwanie i dodatkowe przykrywanie kocykami. Ciężko wytłumaczyć maluchowi do czego służy kaptur, kołnierz wewnętrzny i ściągacze....Klasyczna konstrukcja śpiwora nie jest odpowiednia dla tak małego dziecka. Należałoby stworzyć raczej konstrukcję w kształcie dużego kombinezonu, opartą na "śpiworze z rękawami" do wózka przy równoczesnym zastosowaniu dobrych technik produkcji śpiworów (komory o odpowiednim kształcie wypełnione dobrej jakości puchem). Nasze późniejsze doświadczenia wykazały że podróżowanie z przyczepką jest w zasadzie jedyną rozsądną formą turystyki namiotowej z tak małym (nie chodzącym jeszcze) dzieckiem – transport dziecka w nosidle na plecach wyklucza możliwość zabrania odpowiedniej ilości bagażu (w plecakach) do samodzielnej wędrówki na piechotę. Uwaga: Przewóz dzieci w przyczepkach rowerowych po drogach publicznych w Polsce jest zakazany (za to w innych pañstwach Unii Europejskiej jest dozwolony...a w Kanadzie jest to oficjalnie zalecan forma transportu dzieci na rowerze). Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za ewentualne problemy wynikłe z naśladownictwa... Trasa Dzieñ 1 - 2005-08-14 - 26 km Wólka – Rozpuda – szlak niebieski – Huta – szlak zielony – Czostków (skrzyżowanie ) - Rakówek – Przerośl – Blenda – Hañcza – Jezioro Hañcza Dzieñ 2 – 2005-08-15 – 25 km Jezioro Hañcza – Kłajpeda – Dziadówek – szlak czerwony – Ługiele – Smolniki – Kleszczówek - Kojle – szlak czerwony – Jaczno – szlak zielony – Łopuchowo – Głazowisko Łopuchowskie – szlak czerwony – Wodziłki Dzieñ 3 – 2005-08-16 – 24 km Wodziłki – szlak czarny – szlak zielony – Zamkowa Góra – Jezioro Szurpiły – Jeleniewo – Wołownia – Udryn – szlak żółty – Gulbieniszki – Sidory Dzieñ 4 – 2005-08-17 – 33 km Sidory – Jałowo – Sumowo – Przyjma Wielka – szlak niebieski – jezioro Szelmęt Wielki – objazd Cisowej Góry – Leszczewo – Jeleniewo – Szurpiły – Turtul – Bahanowo Dzieñ 5 – 2005-08-17 – 31 km Bahanowo – Kruszki – Pawłówka – Śmieciuchówka – Siedliska – Jemieliste – Olszanka – Filipów - Wólka Dzieñ 6 – 2005-08-18 – ok 20 km Objazd jeziora Rozpuda
| |||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |