|
|
RWM 4 Kotlina Kłodzka '2003W dniach 2003.05.01 - 2003.05.04 odbyła się czwarta edycja słynnego RWMu znanego też jako Rowerowy Wyjazd Majowy. Tym razem udaliśmy się do Kotliny Kłodzkiej. Dnia 1 maja rano dotarliśmy pociągiem nocnym do Polanicy Zdroju. Natychmiast pojawił się pierwszy problem techniczny, mianowicie w rowerze Rudej zaciął się wolnobieg. Ruszyliśmy więc na poszukiwania sklepu rowerowego, następnie pani od tego sklepu, następnie pani ruszyła na poszukiwania piasty na 8 biegów z 36 otworami, której nie znalazła, nie znalazła też obręczy z 32 otworami (do piasty którą miała). Na szczęście okazało się, że można kupić piastę na 7 biegów z odpowiednią liczbą otworów i wielotryb po zdjęciu jednego kółka będzie pasował. Przeplatanie koła zostawiliśmy jednak na wieczór (Karaś jechał jeden dzieñ na ostrym kole) i napiwszy się wód zdrojowych wyruszyliśmy w kierunku Wambierzyc mijając po drodze przepiękne kamienne kapliczki, kwitnące drzewa i zieleniące się pagórki. Wambierzyce każdy ocenił sobie wedle własnych kryteriów. Ja bardziej skłaniałbym się ku wyczytanemu w przewodniku określeniu festiwal odpustowej dewocji, jednakże byli i tacy, których miasto to zauroczyło. Podczas dalszej drogi minęliśmy zamek w Ratnie Dolnym, przystanęliśmy na chwilę na rynku w Radkowie i rozpoczęliśmy dziesięciokilometrowy podjazd do Karłowa drogą wśród skał i kamiennych ostañców. Z Karłowa odbyła się fakultatywna wycieczka biegana na Szczeliniec Wielki w której wzięli udział Piła i Wiesiek. Po przerwie obiadowo-wycieczkowej podjeżdżaliśmy jeszcze 2 kilometry na Przełęcz Lisią (789), późniejszy zjazd nie trwał jednak zbyt długo, gdyż musieliśmy jeszcze przebić się do Rozdroża pod Lelkową, skąd po kamieniach zjechaliśmy szczęśliwie choć nie bez upadków do Pstrążnej. Tam też spędziliśmy noc. Dzieñ drugi rozpoczęliśmy od krótkiego zjazdu i zwiedzania skansenu w Pstrążnej. Następnie pojechaliśmy do Czermnej zobaczyć słynną kaplicę z czaszek. Po drodze obejrzeliśmy ruchomą szopkę z drewna lipowego. Dwie te konstrukcje (kaplicę i szopkę) łączył według mnie jeden wspólny element - konstruktorzy mieli łatwy dostęp do materiału do budowy swych dzieł. W Kudowie Zdroju udaliśmy się oczywiście do wód i spróbowaliśmy różnych mniej i bardziej śmierdzących szczaw żelazistych (zapach kojarzył się Gosi ze szlamem zalegającym zatkany zlew w kuchni, który czyściłem w dzieñ wyjazdu). Z Kudowy do Dusznik dostaliśmy się malowniczą drogą przez Gołaczów, Kulin i Słoszów. W Dusznikach Zdrój nie udaliśmy się do wód za to do knajpy gdzie zjedliśmy obiad. (Z przykrością muszę stwierdzić, że tradycja samodzielnego gotowania na RWMie zaczna powoli zanikać, i nawet w celu napicia się herbaty potrzebna jest wysokiej klasy restauracja a propozycje zagotowania czegoś na coraz lżejszych, droższych i wymyślniejszych maszynkach wyposażonych w piezoelektryczne zapalniki traktowane są jako ekstremalne). Poobiedni podjazd Drogą Dusznicką (10 km) był wyjątkowo łatwy i przyjemny. Za Zieleñcem droga wyszła z doliny i wyjechaliśmy na płaskowyż z którego jednej strony wznosiły się góry Bystrzyckie z drugiej Orlickie. Po kilkunastu kilometrach jazdy Drogą Sudecką zjechaliśmy po serpentynach do Wójtowic. Miejsce na nocleg wybrała Maja przy aprobacie Gosi. Poziomice na mapie przenikały wybraną drogę tak często, że z pewnością dziewczyny ich po prostu nie zauważyły... Tak więc na koniec dnia nieźle daliśmy sobie w udo. Podjazd z Wójtowic do Huty chociaż dość krótki był koszmarnie stromy a w dodatku nie bardzo można było znaleźć miejsce na namioty. W koñcu znaleźliśmy jednak miłą miejscówkę nieopodal strumienia (co było zresztą jednym z kryterium wyboru miejsca, strumieñ oznacza bowiem możliwość mycia). Na noc dojechali samochodem Marek i Agnieszka. Poranek dnia trzeciego był pochmurny i delikatnie siąpiący. Jazdę rozpoczęliśmy od kontynuacji morderczego podjazdu za co zostaliśmy później nagrodzeni pięknym zjazdem po śliskich kamieniach i mokrej trawie. Kościółek w mijanym Zalesiu obejrzeliśmy niestety tylko z zewnątrz, bo pani od klucza miała akurat ciasto w piekarniku i w obawie o jego los bała się wyjść z domu. Pojechaliśmy więc do Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie oczywiście główną atrakcją była restauracja Casablanka w której podawano pizzę. Poboczne atrakcje jak dwa rynki, miasto otoczone warownym murem, uliczki i kamieniczki nie wzbudziły takiego entuzjazmu ale kto by tam zwiedzał takie rzeczy (wiadomo kto, Wiesiek i Piła, miłośnicy nieobowiązkowych wycieczek). Po mniej więcej godzinie dojechała Ruda z Karasiem, którzy zapodziali się gdzieś pomiędzy szlakiem żółtym a zielonym. Zapanowała atmosfera ogólnej anarchii i degrengolady. Tego poranka współczynnik ilości zaliczonych knajp w stosunku do przejechanego dystansu przekroczył wartość krytyczną. Postanowiliśmy z Gosią umówić się z resztą grupy pod wieczór w Lądku Zdroju i kontynuować jazdę. I tu nastąpił cud. Nagle wszyscy się zebrali i grzeczni pojechali. Karaś z Rudą wybrali łatwiejszą trasę a Olga skarżąca się na ból w kolanie niestety opuściła nas i udała się na dworzec PKP. Piętnaście kilometrów do Międzygórza zeszło szybko i tak oto znaleźliśmy się w wiosce o zabudowie niczym a Alpach z dodatkową atrakcją w postaci wodospadu Wilczki. Z Międzygórza planowaliśmy przejechać drogą Albrechta na przełęcz Puchaczówkę. Wedle opisu należało jechać najpierw wzdłuż strumienia, jednak wysłany na zwiady Wiesiek stwierdził brak drogi, dlatego postanowiliśmy trawersować Górę Parkową. Czynność ta banalna dla piechura z plecakiem dla grupy obładowanych rowerzystów okazała się niewykonalna. Po kilometrze pchania rowerów doszliśmy do miejsca, gdzie ilość zwalonych drzew na metr drogi była znacznie większa nawet od ilości zaliczonych po drodze knajp. Postanowiliśmy więc zejść do strumienia, bo w trakcie pchania rowerów okazało się jednak że droga wzdłuż niego istnieje. Sprowadzenie obładowanych rowerów po stromym zboczu okazało się dość łatwe, za to przeprawa przez strumieñ dostarczyła wielu wrażeñ, szczególnie tym, którzy bali się zamoczyć nogi. W efekcie prób nie zamoczenia się Szlachcic wpakował rower wraz z sakwami do strumienia, Jeżyk wykąpał jedną (na szczęście nieprzemakalną) sakwę a Zabeł wprawdzie uniknął zamoczenia bagażu jednak sam wpadł po pas próbując przejść wraz z rowerem po zwalonym drzewie. Udało się jednak w koñcu dostać do drogi i dotrzeć do przełęczy skąd do Lądka było już tylko w dół. W Lądku Zdroju udało nam się jakoś nie pójść do knajpy za to parę kilometrów za miastem spędziliśmy miły wieczór z pięknym widokiem gotując przy namiotach, popijając Krupniczek i ciesząc się rozgwieżdżonym niebem. I myślę że to było dużo lepsze niż kolejny kotlet z frytkami. Dzieñ czwarty i niestety ostatni (na dotychczasowych RWM-ach nie była to nawet połowa wyjazdu) rozpoczął się od porannego przymrozka i w dalszej swej części był błękitny i słoneczny. Po drodze do Złotego Stoku zaliczyliśmy jeszcze jedną przełączkę i zjechaliśmy do uroczego miasteczka. Co ciekawe przewodnik opisywał je jako wyjątkowo brudne i zaśmiecone co na szczęście mijało się z prawdą. Ostatnia i najniższa przełęcz na drodze do Kłodzka była wyjątkowo upierdliwa. Wiał silny wiatr a sama przełęcz pojawiła się chyba ze dwa albo trzy razy. W koñcu jednak dotarliśmy do Kłodzka ostatniego miasta na trasie RWM-4. Niewątpliwie największą atrakcją tego dnia był przejazd pociągiem z Kłodzka do Kudowy. Wszyscy latali po wagonie na przemian do lewego i prawego okna i robili zdjęcia. W Kudowie czekały na nas dwa zarezerwowane przedziały z napisem Kolonie RWM Kotlina Kłodzka. Wpakowaliśmy rowery do kibla (7 do jednego!) i wróciliśmy do domu aby od rana stać się poważnymi pracownikami różnych instytucji com, gov i edu. Dla mnie był to kolejny udany RWM i myślę że większość uczestników się ze mną a zgodzi. W tym roku dał też się bez wątpienia zauważyć pożytek płynący z Kwietniowych Wyjazdów Integracyjno-Kondycyjnych (KWIK) dlatego uważam, że od przyszłego roku udział w przynajmniej jednym KWIKu dwudniowym powinien być obowiązkowy dla osób chcących spróbować po raz pierwszy swoich sił na RWMie. Udział wzięli (w kolejności płciowo alfabetycznej):
Trasa RWM 4 (200 km) 2003-05-01 (45km) Polanica Zdrój Wambierzyce Ratno - Karłów-(Szczeliniec Wlk. pieszo) - Pstrążna 2003-05-02 (55km) Pstrążna Czermna - Kudowa Zdrój Kulin Szczytna - Duszniki Zdrój - Droga Dusznicka - Wójtowice - Huta 2003-05-03 (55km) Huta - szlak zielony - szlak żółty Zalesie - Bystrzyca Kłodzka Międzylesie - Droga Albrechta - Przełęcz Puchaczówka - Stronie Śląskie - Lądek Zdrój 2003-05-04 (45km) Lądek Zdrój - Złoty Stok - Kłodzko
| |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |