|
|
RWM 2 Pogórza '2001
Drugi RWM rozpoczął się tam, gdzie zakoñczył się pierwszy czyli w Przemyślu.
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem w sobotę 28 kwietnia 2001 roku jak zwykle pociągiem "Solina", jak zwykle wyposażonym w wagon bagażowy
widniejący tylko na rozkładzie. W skład grupy szturmowej wchodziła Gosia, Karaś, Zabeł i Piła. Reszta miała dołączyć w Sanoku.
W Przemyślu przywitał nas festyn co zdarzało się potem w ciągu wyjazdu parokrotnie. Po zjedzeniu obiadu w knajpie w której zakoñczył się zeszłoroczny RWM ruszyliśmy w drogę. Pierwsza część trasy pokrywała się z koñcówką zeszłorocznego wyjazdu. Pokonaliśmy więc podjazd koło Rybotycz (który tym razem wydał się dużo krótszy) i ruszyliśmy na Kalwarię Pacławską. Podjazd do klasztoru okazał się bardzo stromy ale podjechaliśmy wszyscy. W klasztorze śpiewał chór. Była krótka burza z tęczą, śpiewały ptaki i było tak bardzo wiosennie. Zjazd po serpentynach dostarczył dodatkowych emocji szczególnie Karasiowi, który wyleciał z zakrętu a potem jeszcze przez kierownicę. Skoñczyło się na szczęście drobnych obtarciach. Spaliśmy pod Kalwarią nad rzeką Wiar. Poranek był rześki i pełen śpiewu ptaków. Po wykonaniu wszystkich czynności techniczno kulinarnych ruszyliśmy w drogę. Pierwsza część naszej trasy wiodła doliną rzeki Wiar przez Rybotycze i posadę Rybotycką, gdzie zobaczyliśmy murowaną cerkiew obronną. Następnie zjechaliśmy do doliny Sanu aby potem z niej wyjechać i ...znowu zjechać do doliny Sanu. Po drodze zobaczyliśmy piękną cerkiew łemkowską w Piątkowej. Zaliczyliśmy też widokowy chociaż ciężki podjazd polną drogą i przez las zjechaliśmy do Ulucza aby zobaczyć najstarszą drewnianą cerkiew w Polsce. Udało nam się nawet wyciągnąć z domu panią, aby nam tą cerkiew otworzyła. Na wieczór dojechaliśmy do Sanoka, gdzie czekała na nas reszta ekipy w składzie Aśka, Agnieszka, Wiesiek i Meeck. S paliśmy w domku babci Meecka. Pakowanie poranne przebiegało w atmosferze ogólnego grzebania się. Potem jeszcze trzeba było kupić Asi bagażnik, dokręcić Gosi suport i zrobić masę innych rzeczy które powinny być zrobione przed wyjazdem ale jakoś zabrakło czasu. W koñcu udało nam się opuścić Sanok. Wkrótce jednak nastąpił nieplanowany postój - na zjeździe z górki Aśka wywaliła się i obtarła dość solidnie w związku z czym trzeba było dokonać dezynfekcji. W rolę doktora wcielił się Wiesiek. Ruszyliśmy dalej w kierunku do Haczowa zobaczyć największy drewniany kościół w Polsce. Imponujący, chociaż nie wiedzieć czemu tuż obok ktoś postawił drugi w kształcie betonowego bunkra. Pomiędzy Haczowem a Rymanowem nastąpił postój na zasłużony obiad - rozłożyliśmy się więc gromadnie nad rzeką i upichciliśmy co kto tam miał w sakwie. Pod wieczór zawitaliśmy jeszcze na rynek do Rymanowa. Dzieñ zakoñczyliśmy dość późno solidnym podjazdem w okolicach Iwonicza-Zdroju. Spaliśmy na polance koło tartaku. Dzieñ czwarty rozpoczęliśmy od zwiedzania Iwonicza - Zdroju, gdzie napiliśmy się różnych wód leczniczych z nadzieją, że pomogą nam one w trudnych podjazdach. Przez solidną górkę pojechaliśmy do Dukli, gdzie na rynku zastaliśmy ratusz w stylu jakby lekko hiszpañskim. Następnie walcząc z silnym wiatrem i długim podjazdem przez Teodorówkę i Chyrową dotarliśmy do Krempnej. Nie omieszkaliśmy oczywiście zobaczyć tamtejszej cerkwi. W Krempnej nad rzeką Wisłoką zjedliśmy obiad (chętni mogli się wykąpać ale tylko Meeck i Piła byli chętni) i wyruszyliśmy dalej przez malowniczy Beskid Niski oglądając przy okazji cerkiew Świątkowej Małej. Wieczór zakoñczyliśmy ogniskiem i kiełbaskami gdzieś między Wyszowatką a Radocyną.
Piątego dnia kontynuowaliśmy naszą podróż przed Beskid Niski. Za Radocyną rozdzieliliśmy się (do wyboru był wariant bardziej górski
i niewiele mniej górski) i ponownie Spotkaliśmy się przy cerkwi w Zdyni.
Razem dotarliśmy do Uścia Gorlickiego (zatrzymując się po drodze przy cerkwi w Kwiatoniu).
W Uściu chcieliśmy zjeść pstrąga co niestety nie było możliwe z racji braku odpowiedniego lokalu.
Lokal chociaż bez pstrąga znalazł się nad zalewem Klimkówka. Pod wieczór zwiedziliśmy dwór obronny w Szymbarku
po czym ruszyliśmy w kierunku Szalowej. Na koniec dnia mieliśmy pewne problemy ze znalezieniem miejscówki na nocleg: Kolejnego dnia kontynuowaliśmy naszą podróż przez Pogórze Ciężkowickie. Momentami było nawet ciężko... W Ciężkowicach przygrywała na rynku kapela (w koñcu to 3 maja!). Przez Jarzębią i Dzierżaniny dotarliśmy do Rożnowa. Przed zjazdem do Rożnowa dane nam było zobaczyć piękny widok rozciągający się od niedalekich zakoli Dunajca aż po odległe szczyty Beskidu Sądeckiego. Nad zalewem Rożnowskim udało się nam w koñcu zdobyć pstrąga. Było też mycie - idea jak zwykle urodziła się w głowie dziewczyn lecz zaraziła wszystkich. Spaliśmy na polu nad rzeką. Dnia szóstego jechaliśmy wzdłuż zalewu Rożnowskiego i przez Gródek nad Dunajcem dotarliśmy do Nowego Sącza. (Zabeł z Karasiem odbyli też fakultatywną wycieczkę do Starego Sącza.) Okrążanie zalewu nie znaczyło bynajmniej jazdy przy samej wodzie - co jakiś czas trzeba było nieco podjechać. Trud podjazdów rekompensowały piękne widoki (słowo "rekompensowały" niektórym wydać się może nie na miejscu - przecież trud podjazdu sam w sobie jest przyjemnością). W Nowym Sączu odbywał się akurat zlot starych samochodów co dodawało urokowi bardzo ładnemu i tak miastu. Niestety Marek, który przeziębił się podczas któregoś z noclegów postanowił wrócić do domu zabierając przy okazji Agnieszkę. Reszta grupy podążyła boczną drogą do Limanowej. Nocowaliśmy u gospodarzy w Piekiełku. Było ognisko i specjalność wyjazdu - szaszłyk z kurczaka na szprysze rowerowej. Rano kupiliśmy gospodyni bombonierkę, jej wnukom torbę cukierków i z Piekiełka pojechaliśmy do Tymbarku - miasta słynnego z soków owocowych i filmu "Duże Zwierzę". Oczywiście na rynku w Tymbarku napiliśmy się soku. Dalej droga wiodła wśród gór (a konkretnie wysepek. Beskidu Wyspowego) przez Szczyżyc, Raciechowice do Dobczyc. Tego dnia padało po raz pierwszy, chociaż niezbyt mocno. Burza krążyła po okolicy, nas jednak jakoś ominęła. W Szczyżycu zwiedziliśmy klasztor Cystersów. Jeszcze niedawno braciszkowie mieli tu działający browar - niestety wysokie podatki od produkcji trunków zmusiły ich do zamknięcia. A szkoda... W Dobczycach obejrzeliśmy zamek z którego można też było podziwiać panoramę na zalew Dobczycki. Dalej przez pagórki Pogórza Wielickiego dotarliśmy do Wieliczki, gdzie nie zwiedziliśmy kopalni soli. Wiosenno - wieczorna atmosfera miasta była wystarczająco wspaniała. Spaliśmy na kempingu pod Wieliczką.
Ostatniego dnia nie zostało nam wiele do przejechania. Z Wieliczki dotarliśmy do Krakowa, najpierw na Kazimierz, potem na rynek a potem do pociągu. I tak zakoñczył się drugi RWM.
Udział wzięli (w kolejności płciowo alfabetycznej):
Trasa RWM-2 (około 510 km) 2001-04-28 (Sobota) 30 km Warszawa-Przemyśl (PKP) Przemyśl - Aksmanice - Kalwaria Pacławska - Makowa 2001-04-29 (Niedziela) 90 km Makowa - Posada Rybotycka - Bircza - Brzuska - Piątkowa - Żohatyn - Ulucz - Międzybrodzie - Sanok 2001-04-30 (Poniedziałek) 60 km Sanok - Czertez - Jaćmierz - Wzdów - Jasionów - Haczów - Wróblik Szlachecki - Rymanów - Klimkówka 2001-05-01 (Wtorek) 65 km Klimkówka - Iwonicz Zdrój - Cergowa - Dukla - Teodorówka - Krempna - Kotañ - Wyszowatka - Radocyna 2001-05-02 (Środa) 62 km Radocyna - Konieczna - Zdynia - Kwiatoñ - Uście Gorlickie - Klimkówka - Ropa - Szymbark - Szalowa 2001-05-03 (Środa) 52 km Szalowa- Ciężkowice - Jastrzębia - Dzierżaniny - Rożnów 2001 - 05-04 (Czwartek) 65 km Rożnów - Gródek nad Dunajcem - Nowy Sącz - Pisarzowa - Limanowa - Piekiełko 2001-05-05 (Piątek) 65 km Piekiełko - Tymbark - Szczyżyc - Dobczyce - Wieliczka 2001-05-06 (Sobota) 20 km Wieliczka - Kraków
| |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |