|
|
RWM 1 Roztocze '2000Pierwszy RWM (Rowerowy Wyjazd Majowy) odbył się w dniach 2000-04-29 : 2000-05-06. Motywem przewodnim było Roztocze, przy okazji zahaczyliśmy też o okolice Sandomierza, Lasy Janowskie i Pogórze Przemyskie. Wyjazd nastąpił w sobotę wczesnym rankiem. Pojechaliśmy pociągiem "Solina", który od lat figurował na rozkładach jako "posiadający wagon bagażowy" chociaż z całą pewnością nie miał go już w roku '96 a pewnie i wcześniej. Na szczęście było luźno i rowery pojechały w przedziale rowerowym (patrz zdjęcia) a ludzie w ludzkim. W okolicach południa dotarliśmy do Sandomierza i po zwiedzaniu wyruszyliśmy w stronę Lasów Janowskich kryjących w sobie groble, jeziorka ... i tysiące meszek. Nocowaliśmy nad jeziorem koło Gwizdowa. Drugiego dnia podążaliśmy głównie leśnymi drogami przez piękne sosnowe lasy o iście zielono-wiosennym poszyciu. W mijanych wioskach kwitły drzewa a słoñce grzało jak w lecie - nie omieszkaliśmy więc wykąpać się w zalewie koło Frampola. Woda jak na kwiecieñ była wyjątkowo ciepła. Nocowaliśmy na "klasycznym" roztoczañskim pagórku koło wsi Teodorówka. W poniedziałek rano dojechali do nas Wiesiek i Zabeł. Wśród kwitnących drzew, drewnianych domów i kolorowych pól dotarliśmy do Zwierzyñca i dalej specjalnym rowerowym szlakiem do Górecka Kościelnego. Wcześniej podjęta została próba przejechania niespecjalnym szlakiem nierowerowym, jednak zakoñczyła się przy pierwszym bagienku. Na szlaku specjalnym bagienka i rozlewiska (całkiem malownicze) podziwiać można było z bezpiecznej perspektywy utwardzanej ziemnej drogi. Karaś niestety musiał wrócić do pracy. Nocowaliśmy na zalesionym pagórku za Krasnobrodem koło wsi Feliksówka. Czwartego dnia dotarliśmy do Zamościa gdzie dziewczyny zażądały mycia. Nie było problemów z wykupieniem tej usługi na lokalnym kempingu (umyli się zresztą wszyscy, nie tylko dziewczyny). Problemy za to pojawiły się w związku z obiadem. Urzeczeni rynkowym klimatem postanowiliśmy nie żałować kasy i usiedliśmy w najlepszej jak się wydawało knajpie na rynku (Marek z Agnieszką zachowali trzeźwość umysłów i poszli zrobić coś z niczego, czyli upichcić obiad na maszynce turystycznej. Ponieważ jednak z pichcenia nic nie wyszło ulokowali się u konkurencji po przeciwnej stronie ryneczku). Zupę podano mi już po półtorej godziny, była zresztą zimna (nie dziwne skoro tak długo czekała....). Nocowaliśmy w lesie gdzieś w okolicach Sosnowej-Dębowej. Spaliśmy jakoś strasznie długo i następnego dnia wyjechaliśmy chyba około południa (wypadek przy pracy). Na początek pobłądziliśmy trochę po "naszym" lesie jadąc wąwozami, potem polami do Wożuczyna mijając po drodze ciekawy kopiec-punkt wysokościowy 277. Dalej zielonym szlakiem do dotarliśmy Łaszczowa. Długo jechaliśmy polnymi drogami, wśród malowniczych pól i pagórków przez Ratyczów, Dyniska i Machnów. Spaliśmy przy świerkowym młodniku gdzieś w okolicach Huty Lubyckiej. Kolejny dzieñ Marek z Wieśkiem rozpoczęli od wycieczki alternatywnej. Pojechali niebieskim i zielonym szlakiem przez wzgórze Monasterz zobaczyć ruiny cerkwi. Niestety ruiny okazały się tylko kilkoma kamieniami, jakimś fragmentem studni i piwnicy. Za to przejażdżka krętą leśną ścieżką - czysta przyjemność. Reszta grupy pojechała łatwiejszą drogą i czekała pod kościołem w Werchratej. W Horyñcu było sanatorium gdzie dziewczyny wyprosiły u doktora prysznic. Potem wzdłuż polsko-ukraiñskiej granicy przejechaliśmy lasami do Budomierza i spaliśmy przy Krowicy Lasowej na skraju pola. Kolejnego dnia zawitaliśmy do Wielkich Oczu, gubiąc się tochę po drodze w lesie. Wiesiek postanowił wrócić do Warszawy jako że następnego dnia miał zrobić dzieciom w szkole klasówkę z baz danych (w sobotę!). My za to spokojnie podążyliśmy do Przemyśla zwiedzając po drodze piękny, malutki drewniany kościółek w Poździaczu. Wiesiek na szczęście (dla dzieci) nie zdążył na pociąg (zabrakło mu 10 sekund!) i szczęśliwym trafem spotkał się z nami w Przemyślu. Powodem spóźnienia na stację okazał się ów urokliwy obiekt sakralny. "Zwolniłem" przyznał się Wiesław w odpowiedzi na pytanie o zwiedzanie kościółka. Późnym popołudniem wykąpaliśmy się w rzece, pod wieczór pokonaliśmy przełęcz koło Rybotycz i zjechaliśmy do doliny Wiaru - jednej z głównych rzek Pogórza Przemyskiego. W Rybotyczach zatrzymaliśmy się na krótki postój czekaliśmy bowiem na Marka i Wieśka, którzy w ramach wycieczki fakultatywnej pojechali zwiedzać jakieś bunkry. Gdy tak sobie staliśmy zadzwonił przydrożny telefon i jako że nie było nikogo innego to odebrał go Andrzej po czym szczegółowo wytłumaczył komuś cel i sposób naszej podróży :-) Ostatnia noc była chłodna i gwiaździsta, spaliśmy nad samą rzeką w miejscu niezwykle urokliwym i spokojnym. Ostatniego dnia zwiedziliśmy zamek w Krasiczynie (pokonując po drodze malowniczy podjazd za Gruszową), dotarliśmy do Przemyśla i pociągiem "Solina" wyposażonym jak zwykle w wirtualny wagon bagażowy wróciliśmy do domu. Udział wzieli (w kolejności płciowo-alfabetycznej)
Trasa RWM-1 (ok. 450 km) 2000-04-29 (Sobota) 50 km Sandomierz - Radomyśl n. Sanem - Lipa - Gwizdów 2000-04-30 (Niedziela) 60km Gwizdów - Łążek Ordynacki - Szklarnia - Władysławów - Kocudza - Frampol - Teodorówka 2000-05-01 (Poniedziałek) 70km Teodorówka - Szczebrzeszyn - Topólcza - Zwierzyniec - Florianka - Górecko Kościelne - Krasnobród - Feliksówka 2000-05-02 (Wtorek) 50km Feliksówka - Zamość - Łabunie - Komarów - Sosnowa Dębowa 2000-05-03 (Środa) 60km Sosnowa Dębowa - Wożuczyn - Łaszczów - Dyniska - Lubycza Królewska - Huta Lubycka 2000-05-04 (Czwartek) 50km Huta Lubycka - Werchrata - Horyniec - Budomierz - Raduż - Krowica 2000-05-05 (Piątek) 80km Krowica - Wielkie Oczy - Przemyśl - Rybotycze 2000-05-06 (Sobota) 30km Rybotycze - Gruszowa - Krasiczyn - Przemyśl
| ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |