|
|
Z dzieckiem przez Mazury GarbatePółnocny wschód Polski to tereny idelane do uprawiania turystyki rowerowej z dzieckiem. Niezliczona sieć polnych i leśnych szutrówek daje możliwość jazdy z dala od jakiegokolwiek ruchu samochodowego, za to bardzo blisko natury. Rozległe krajobrazy zapierają dech w piersiach a pagórkowata rzeźba terenu czasami bardziej przypomina pogórze niż pojezierze. Dwa lata temu rozpoczęliśmy naszą rowerowo-przyczepkową przygodę na Suwalszczyźnie i z prawdziwą przyjemnością wróciliśmy w te okolice. Tym razem udaliśmy sie w rejon Mazur Garbatych obejmujących Pojezierze Ełckie, Puszczę Borecką i Szeskie Wzgórza. Teren okazał się równie piękny i ciekawy co okolice Suwałk - może nawet jeszcze bardziej dziki. Wyjazd z Ełku okazał się bardzo prosty. Bulwarem spacerowym nad Jeziorem Ełckim dotarliśmy do szlaku niebieskiego i na asfalt wjechaliśmy już za miastem. Nie na długo z resztą, bo zaraz dalej polną drogą skręciliśmy w stronę Jeziora Szarek i na dobre zanurzyliśmy się we wspaniałej krainie dróg, dróżek i ścieżek. Tuż pod wsią Szarek zrobiliśmy przerwę na obiad, zwiedzanie cmentarza wojennego na górze Brunelka oraz puszczaanie latawca. Nie wiało jednak za bardzo i tylko raz udało się go wypuścić nieco wyżej. Dalej polnymi drogami wijącymi się wśród pól i pagórków jechaliśmy w kierunku zamówionego w Starych Juchach noclegu. Jako że wiosna w 2007 przyszła wcześnie, początek maja na północy Polski był przepiękny - przydrożne drzewa zieleniły się najzieleñszą z zieleni, jabłonie obsypywały białym kwieciem a rzepak żółcił się jak tylko mógł. Oprócz atrakcji krajobrazowych (głownie dla nas i mojego aparatu) co chwila mieliśmy też dla Maćka atrakcję natury zwierzęcej - a to koñ, a to krowa, tu bocian a tam kozioł. Zafascynowani pięknem wiosny przestaliśmy patrzeć na mapę i zgubiliśmy na chwilę drogę ale po drobnej korekcie szczęśliwie dorarliśmy do Grabnika i jakiś kilometr dalej zrobiliśmy drugą przerwę przy młodniku. Maciek doskonale bawił się znalezionymi kamieniami (i o mało co nie rozwalił Gosi głowy jednym z nich). Do kwatery w Starych Juchach dotarliśmy około 18. Domek był nowy, ładny i czysty z możliwością korzystania z dużego salonu i kuchni. Innych gości nie było z racji "złej pogody". Owszem, nie było za ciepło, ale za to słoneczie i błękitnie. Typowy skandynawski wyż może nie sprzyjał piciu piwa nad jezorem ale był idealny do jazdy rowerem. Drugiego dnia jazdę rozpoczeliśmy około południa. Do tego czasu Maciek bawił się w piaskownicy przed domem oraz oglądał życie kur za płotem. Objechaliśmy jezioro Szustak i w okolicach jeziora Gawlik zrobiliśmy długą przerwę na przegryzkę, puszczanie latawca (nie chciał za bardzo latać mimo że wiało), bieganie po łąkach i zabawę w kamieniami. Chcieliśmy zrobić skrót przez las do Jurkowa Węgorzewskiego ale pomyliliśmy drogę, przejechaliśmy pod nasypem starej linni kolejowej, wróciliśmy do drogi na Lipowo i tamże dotarliśmy. Z Lipowa skierowaliśmy się dalej na północ do Puszczy Boreckiej. Wygodnymi i szerokimi szutrówkami przejechaliśmy do Woliska i tam zrobiliśmy postój z widokiem na pasące się konie. Latawiec znowu nie chciał latać w koñcu doszedłem o co chodzi - jedna z linek mocujących była za długa przez co cała konstrukcja stawała się aerodynamicznie do kitu. Po skróceniu wzbił się od razu i udało się go wypuścić na cała 100 metrową długość linki. Kontynuowaliśmy drogę przez Puszczę Borecką, spotkaliśmy sarnę i dzika (pierwszy raz widziałem dzika na wolności, na szczęście dzik nie był nami zainteresowany) i dojechaliśmy do Borek nad jeziorem Łaźno, gdzie z rana zarezerwowaliśmy sobie pokój. Drugi nocleg wypadnł nam na działce pana Gerarda. Nie była to może typowa agroturystyka tylko raczej "działkoturystyka" w domku z dykty ale za to w gościnnym klimacie i z wyśmienitym jedzeniem przyrządzonym przez gospodarza. Dodatkową atrakcją był bezpośredni dostep do jeziora oraz łódka i pomost na którym Maciek bawił się w łowienie wyimaginowanych ryb. Celem dnia trzeciego były Wzgórza Szeskie. Za Cichym odbiliśmy z asfaltu na Czukty i znowu zagłębiliśmy się w malowniczy świat zielonych pagórków przyozdobionych dywanami z mleczy i kwitnącymi drzewami. W okolicach Czukt zrobiliśmy przerwę na łące. Latawiec latał wyśmienicie a Maciek trzymał go z wielkim przejęciem. Na postoju była też rzeczka do wrzucania patyków, żaby do ganiania i góra do wchodzenia - słowem same atrakcje niedostępne na osiedlowym placyku zabaw. Ruszyliśmy dalej przez pagórki, na skróty polnymi drogami do Wężewa i gdzieś tam po drodze wybiegło na nasze spotkanie sześć ujadających psów. Gospodarz jakoś nie kwapił się z pomocą, ja natomiast nie miałem zamiaru dopuścić do bezpośredniej konfrontacji i z użyciem pozostawionych tu przez niegdysiejszy lodowiec kamieni odparłem atak. Dopiero gdy jeden z czworonogów dostał między oczy gospodarz raczył zainteresować się pieskami i oczywiście wyleciał pełen oburzenia kto śmie rzucać w jego ukochane zwierzaczki. Przez następne godziny z podejrzliwościa patrzyliśmy na każdego psa w zasięgu wzroku. Mieliśmy taki plan żeby z Golubia Wężewskiego przejechać sobie szlakiem zielonym do Jabłonowa, jednakże szlak ten został wraz z okolicznym terenem wykupiny pod uprawy leśne i po sforsowaniu dwóch pastuchów elektryczych dotarliśmy do drucianej siatki leśniczego która przekreśliła dalsze plany i zmusiła nas do odwrotu przez pokonane już raz pastuchy. Wróciliśmy więc do Golubi, skrótem przez pola przejechaliśmy do do Staczy i dalej przez Sokółki do Zawad Oleckich. O ile PGRowskie okolice Staczy popsuły nam trochę estetyczną wizję regionu to uroczo położone na odludziu wśród łąk i pagórków Zawady Oleckie zrekompensowały to z nawiązką. W Zawadach mieliśmy zaklepany trzeci nocleg. Tym razem spaliśmy w starym chlewiku przerobionym na luksusowy i stylowo urządzony pensjonat "Szwajacria Mazurska". Jak zwykle byliśmy sami. Atrakcją wieczoru było palenie ogniska i gaszenie go za pomocą konewki. Poranek spędziliśmy na wrzucaniu kamieni do pobliskiej rzeczki. To znaczy Maciek wrzucał a ja wyjmowałem. Gdzieś tak po dwustu kamieniach, kilkudziesięciu patykach i kilkunastu mleczach zabawa została uznana za zakoñczoną i około jedenastej wyjechaliśmy w kierunku Olecka. Ponownie zawitaliśmy do Cichego tym razem jednak skręciliśmy na Niemsty i Jurki. Przez las dotarliśmy do drogi na Janowo i dalej wzdłuż jeziora Dobskiego i przez pola i łąki jechaliśmy w kierunku Olecka. Tam na stacji PKP zakoñczyliśmy wyjazd i tramwajem szynowym udaliśmy się do Ełku. Uwaga: Przewóz dzieci w przyczepkach rowerowych po drogach publicznych w Polsce jest zakazany (za to w innych pañstwach Unii Europejskiej jest dozwolony...a w Kanadzie jest to oficjalnie zalecan forma transportu dzieci na rowerze). Autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności za ewentualne problemy wynikłe z naśladownictwa... Trasa 2007-05-03 - 29 km Ełk - Chruściele - Szarek - Rękusy - Mołdzie - Grabnik - Liski - Stare Juchy 2007-05-04 - 39 km Stare Juchy - Orzechowo - Czarnówka - Gawliki Wielkie - Grądzkie - Lipowo - Wolisko - Leśniczówka Rogonie - Borki 2007-05-05 - 43 km Borki - Rogojny - Mazury - Dybowo - Cichy - Barany - Czukty - Żydy - Wężewo - Golubie Wężewskie - Stacze - Sokółki - Zawady Oleckie 2007-05-06 - 27 km Zawady Oleckie - Cicha Wólka - Cichy - Niemsty - Jurki - Leśniczówka Doliwy - Dobki - Rosochackie - Olecko PKP
| ||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |