|
|
KWIK 2 '05 - Co w Puszczy piszczy?Puszcza Kampinoska, chociaż bliska i atrakcyjna nie była jakoś do tej pory miejscem żadnej kołorowerowej wycieczki (chociaż każdy był tam wiele razy w sposób niezorganizowany ;-). Pora więc było to zmienić. Na KWIK2 wybraliśmy się tamże, w składzie mocno kameralnym:
Kameralność składu spowodowana była tym, że całą noc lało, i część ekipy (na własną niekorzyść) wolała pozostać w ciepłych łóżeczkach, zamiast oddać się rowerowej rozkoszy i to już o ósmej rano. Pociągiem podmiejskim dojechaliśmy do Sochaczewa i jako pierwszy (niezbyt odległy) cel obraliśmy sobie tamtejsze muzeum kolejki wąskotorowej, którego jakoś nikt jeszcze nie widział, chociaż każdy mijał kilka razy. Muzeum bardzo się nam podobało ze względu na mnogość wehikułów nie tylko wąskotorowych ale i hybryd wszelakich w postaci np. samochodu Warszawa przystosowanego do poruszania się po torach. Nie mogliśmy się też powstrzymać i (mimo zakazu) sprawdziliśmy jakby to było załadować się do wąskotorówki z rowerami. Kolejną jakże atrakcyjną atrakcją był kościół obronny w Brochowie. Ci co byli w Rumunii z kościołami obronnymi byli już nieco obcykani, bowiem w najeżdżanej przez Turków Transylwanii przerabiano na obiekty warowne co tylko się dało. Czy Imperium Osmañskie miało też w planach najazd na Brochów? Nie dokoñca wiadomo... Z Brochowa pojechaliśmy drogą do Janówka i dalej szlakiem czerwonym do Tułowic. Największą atrakcją szlaku było to że w Tułowicach przechodził on dwukrotnie przez ogrodzenie, w tym raz solidnie owinięte kolczastym drutem. Skoñczyło się na jednej dziurce w spodniach (w zasadzie koszty cerowania powinno pokryć PTTK). Potem wjechaliśmy do puszczy. Szlak czerwony wiódł nas pagórki i sosnowe bory aż zaprowadził pod Dąb Kobendzy, czyli największy dąb w Kampinosie. Tam spożyliśmy drugie śniadanie i nieco odpoczęliśmy (na zapas, bo jeszcze nie byliśmy zmęczeni). Przecinając Kampinos z zachodu na wschód oglądać można bardzo zróżnicowane krajobrazy. I tak to najpierw jechaliśmy borem sosnowym pagórkowatym, potem nie pagórkowatym, a potem przed Górkami aleją prowadzącą przez rozległe podmokłe łąki. Potem były karłowate brzózki bagienne i w koñcu mój ulubiony kawałek – długa wydma w rezerwacie Karpaty pomiędzy Górkami a Roztoką. Dalej był ulubiony kawałek Wieśka – strome podjazdy. Zagapiliśmy się nieco i zapomnieliśmy odwiedzić Zamczysko, bo nikt nie zauważył skrętu, za to wszyscy zauważyli babcię z browarem na ławce, w miejscu gdzie jak później ustaliliśmy skręt ten się znajdował. Z Roztoki pojechaliśmy najpierw szlakiem zielonym (piaszczystym) a potem niebieskim (wodnistym), przeprawiając się przez liczne bagienka i rozlewiska. Z Zaborowa Leśnego żółtym do Truskawia i tam oficjalnie po 67 kilometrach skoñczył się drugi KWIK, chociaż trzeba było dojechać jeszcze do domu więc kwota brutto wyniosła na moim liczniku około dziewiędziesiątki. A pogoda była wyśmienita – trochę słoñca, zero deszczu, nie za ciepło i nie za zimno. Liści na drzewach raczej niewiele, ale ptaki ćwierkały tak, że było wiadomo że to już wiosna!
| |||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |