Strona G��wna
Szukaj:   
abc     o nas     login
Wzmocnij POWER - wyjd¼ na rower
z powrotem strona główna do góry

Jesienny Wyjazd Rowerowy Beskidy 2004

Logo JWR Przede wszystkim chciałbym podziękować Gosi i Maćkowi, za ich dzielną postawę, która umożliwiła mój udział w tym jakże atrakcyjnym wyjeździe.

Drugi Jesienny Wyjazd Rowerowy odbył się w najpiękniejszy weekend października 2004. Pogoda była niemalże letnia a kolory i widoki typowo jesienne. Trasa wiodła przez malownicze rejony Beskidu Małego, Beskidu Makowskiego i Pogórza Wiśnickiego.

Liscie W piątek rano pociągiem ekspresowym dojechaliśmy do Bielska Białej i skierowaliśmy się w stronę najbliższego podjazdu - leżącej w Beskidzie Małym przełęczy Przegibek. Z przełęczy zjechaliśmy nad Jezioro Międzybrodzkie, skąd znowu trzeba było podjeżdżać. Droga do góry wiodła Doliną Wielkiej Puszczy. Już na początku podjazdu uznaliśmy, że tak piękna nazwa musi wróżyć piękny podjazd i tak było w rzeczywistości. Na początek wąską ścieżką jechaliśmy wzdłuż ozdobionej licznymi kaskadami rzeki. Potem wróciliśmy do szosy, która w miarę podjeżdżania stawała się coraz węższa. Gdzieś po drodze zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek nad rzeką (z przed leśniczówki, gdzie były ławeczki przegonił nas niesympatyczny leśniczy). Za wsią Wielka Puszcza pożegnaliśmy się z asfaltem i przez piękny bukowy las podążyliśmy w stronę przełęczy Kocierskiej. Błota nie było zbyt dużo, ale chwilami droga stawała na tyle stroma, że trzeba było pchać rower, tak więc na przełęcz dotarliśmy mocno zdyszani. W nagrodę mogliśmy sobie poszaleć na zjeździe. Do Jeleśni dojechaliśmy ledwo ledwo, jako że wszyscy byliśmy koszmarnie głodni.

W Jelieśni zrobiliśmy Rzecz Zakazaną i poszliśmy do knajpy. Nie była to wprawdzie byle jaka knajpa, tylko zabytkowa gospoda, ale zgodnie z zasadami sztuki chodzenie do knajpy podczas JWR (a tym bardziej już pierwszego dnia) wyjazdu jest stanowczo zakazane. Z resztą nie mieliśmy specjalnego wyboru - dziewczyny gdy tylko dowiedziały się, że można zjeść tu świński ryj zagroziły strajkiem. Ryj jak ryj (nieco tłusty), ale z knajpy bez wątpienia najfajniejszy był totalnie zakręcony kelner, który wszystko zapominał, przynosił nie te potrawy a na koniec pomieszał wszystkie rachunki i musieliśmy rozliczać się na zasadzie "To niech Maja ci odda za herbatę Karasia bo Olga miała na rachunku pierogi, za które Szymon zapłacił, płacąc za zupę, którą zamówił Piła, który..." Meeck w imię obrony czystości stylu do knajpy nie poszedł i zgodnie z prastarymi zasadami zagotował sobie obiad na epigazie. Siedzenie w knajpie miało jednak swoje dobre strony - nikt potem nie protestował że trzeba jechać po nocy. Zresztą jechało się bardzo przyjemnie. Około ósmej minęliśmy Koszarawę i rozłożyliśmy się pod lasem nad rzeką. Na szczęście zaczął padać deszcz (gdyby nie padał wyjazd należałoby unieważnić). Rozpaliliśmy ognisko i dokonaliśmy degustacji rozlicznych trunków. Deszcz ustał.

Gdzieś o trzeciej nad ranem dojechali (samochodem) aqpunktura, Wiesiek i Szlachcic. O piątej trzydzieści była pobudka, co wywołało u niektórych lawinę przekleństw i złorzeczeń. Wyjechaliśmy około 7:30. Poranek był magiczny. Jechaliśmy wśród porannych mgieł a słońce powolutku zaglądało do doliny rozpalając kolorowe szczyty gór. Droga na przełęcz Klekociny była podwójnie trudna i podwójnie malownicza, a to w wyniku tego, że zaczęliśmy podjeżdżać nie tędy co trzeba i musieliśmy zawrócić. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej na przełęczy czekał nas wspaniały zjazd do Zawoji. Pogoda i widoki były niesamowite - gorąco, słońce, błękit nieba i góry we wszystkich odcieniach żółci, pomarańczu i czerwieni. Delikatnym łukiem ominęliśmy Maków Podhalański i kontynuowaliśmy podróż wzdłuż południowych stoków Pasma Koskowej Góry. Po męczącym podjeździe minęliśmy Żarnówkę, zjechaliśmy do Wieprzca by za chwilę wdrapać się na kolejny grzbiecik (a słońce grzało, oj grzało) i po następnym zjeździe wylądowaliśmy nad rzeką w Skomielnej Czarnej, gdzie zjedliśmy obiad.

Liscie Po obiedzie czekał nas malowniczy podjazd pod Koskową Górę. Trudy podjeżdżania wynagrodziła nam piękna panorama z pod szczytu - widać było Tatry, Gorce i wiele beskidzkich pasm. Przejechaliśmy jeszcze trochę grzbietem podziwiając wieczorne panoramki i zjechaliśmy do Trzebuni. Zjazd bardzo stromą i kamienistą drogą dostarczył chyba jeszcze więcej emocji niż stromy i malowniczy podjazd.

Nocleg planowaliśmy nad Jeziorem Dobczyckim, jednak musieliśmy nieco zmienić plany. Tuż pod Myślenicami byliśmy świadkami poważnego wypadku. W zasadzie to mieliśmy sporo szczęścia bo dwa samochody zderzyły się dosłownie kilkadziesiąt metrów za nami. Całą grupą czynnie udzielaliśmy pomocy poszkodowanym. Zrobiliśmy chyba wszystko, co można było zrobić do czasu przybycia służb ratunkowych. Po tym wszystkim nikt już nie miał ochoty na dalszą jazdę. Namioty rozłożyliśmy na łące w okolicach Osieczan.

W niedzielę wstaliśmy o szóstej. Po małym błądzeniu dotarliśmy nad zalew Dobczycki. Drugie śniadanie zjedliśmy na zamku w Dobczycach i przez pogórze Wiśnickie pojechaliśmy w kierunku Bochni. Gdyby nie kolorowe drzewa i spadające liście, nikt nie uwierzyłby, że to koniec października. Grube polary, wodoodporne ubrania, czapki, szaliki i rękawiczki gniotły się w sakwach a tylko nieliczni szczęśliwcy mieli krótkie spodnie i koszule z krótkimi rękawkami. Pogórze Wiśnickie okazało się bardzo malownicze. Jak to na pogórzu nie zabrakło rozległych widoków ani też podjazdów i zjazdów. Szczególnie atrakcyjne były drogi prowadzące wąwozami. Obiad zjedliśmy tym razem nie nad rzeką, tylko na wzniesieniu, zamieniając możliwość szybkiego umycia menażek na rozległy górsko-jesienny widok. Po drodze do Bochni zwiedziliśmy jeszcze siedemnastowieczny kościół w Sobolowie (akcentu turystyczno-sakralnego nie mogło zabraknąć!) i znaleźliśmy bardzo ładną kapliczkę ze Świętym Florianem w Zawadzie.

Po dotarciu do celu zgodnie z tradycją zorganizowaliśmy natychmiastowe spotkanie powyjazdowe i (tym razem legalnie) udaliśmy się do knajpy w Bochni. Wracaliśmy ekspresem "Ernest Malinowski", który ku naszemu zaskoczeniu wyposażony był w specjalny wagon z miejscem zarówno dla rowerów, jak i rowerzystów.



W Jesiennym Wyjeździe Rowerowym 2004 udział wzięli:
  • Wiesław Bartkowski
  • Maja Długołęcka
  • Marek Feszczuk [meeck]
  • Olga Gembicka
  • Piotr Karaś [Karaś]
  • Piotr Piłaciński [Piła]
  • Agata Rączewska [aqpunktura]
  • Piotr Szlachta [Szlachcic]
  • Szymon Zioło
Trasa wyjazdu liczyła 225 Km i była następująca:

Piątek 2004.10.21 - 73 Km
Bielsko Biała - Straconka - Przełęcz Przegibek (663) )- Międzybrodzie Bialskie - Porąbka - Wielka Puszcza - Przełęcz Kocierska (718) - Kocierz - Rychwałd - Jeleśnia - Koszarawa - Koszarawa Bystra
Sobota 2004.10.22 - 77 Km
Koszarawa Bystra - Przełęcz Klekociny (864) - Wełcza - Zawoja - Maków Podhalański - Żarnówka - Wieprzec - Skomielna Czarna - Bogdanówka - Koskowa Góra (kapliczka) - Parszywka (848) - Trzebunia - Stróża - Myślenice Zarabie - Osieczany
Niedziela 2004.10.23 - 75 Km
Osieczany - Trzemieśnia - Łęki - Burletka - Kornatka - Dobczyce - Stadniki - Podolany - Klęczana - Wieniec - Chrostowa - Sobolów - Zawada - Pogwizdów - Bochnia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach
określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz.
strona główna |  index

0.03074 sek.  optima cennik