|
|
Jesienny Wyjazd Rowerowy 2009Są takie wyjazdy, że niby jest ładna pogoda i wszystkie warunki sprzyjają, i ledwie można kogoś zwerbować. A tu atak zimy, ludzie zamarzają, linie energetyczne zerwane, pociągi poopóźniane, woda z Bałtyku cofnęła się już prawie pod Giewont...jednym słowem pogoda na rower średnia. I co? Zgłasza się 10 osób i robimy świetny wyjazd.Rozpoczęliśmy wieczorem w Rejowcu. Ciemno, prószy lekki śnieżek, temperatura - zero. Przejeżdżamy kilka miejscowości i skręcamy w polna drogę. Niestety. Śniegu jest tyle, że nie daje się jechać. Ciężki, rozmiękający, wymieszany z błotem. Mozolnie pchamy rowery przez kolejne trzy kilometry i po zdobyciu niewielkiego pagórka znowu docieramy do asfaltu. Na koniec wjeżdżamy do lasu - i tu miła niespodzianka - śniegu prawie nie ma a droga leśna zupełnie przejezdna. Rozbijamy namioty i idziemy spać. Wczesnym porankiem przyglądam się lasowi. Po ciepłym wrześniu większość liści wciąż jest jeszcze zielona. Część zgodnie z jesiennym zwyczajem pożółkła i opadła, a na to wszystko spadł śnieg. Sceneria rozciąga się więc od zimy do lata - zależy tylko gdzie spojrzeć. Leśną drogą ruszamy dalej. Nie musimy walczyć z leżącym śniegiem, ale z tym co dokonał zaledwie klika dni temu. Ciężki i namoknięty siadł na zielonych jeszcze liściach i poprzewracał drzewa, które teraz leżą w poprzek drogi. Tak więc jazda nie odbywa się zbyt płynnie, co kilkadziesiąt metrów musimy przenosić rowery przez powalone pnie. Za lasem wyjeżdżamy na rozległe pola. Leżą na południowym stoku więc droga jest twarda i prawie bez śniegu. Poranek jest mglisty i szary. W oddali majaczą zamglone kontury przysypanych śniegiem roztoczañskich pagórków. Docieramy do wsi, jazda asfaltami przebiega gładko, obwieszeni migoczącymi światełkami wyglądamy jak podróżujące choinki. Przed nami Skierbieszowki Park Krajobrazowy. Chcemy poszukać tu trochę jesieni i krajobrazów, wiec znowu musimy uciec z szosy. Polna droga na zboczu północnym jak zwykle wymaga intensywnego pchania, byle do lasu więc ,byle do lasu... A tam oczywiście poprzewracane drzewa. Kluczymy w lesie wśród pagórków, ledwo co widocznymi drogami i kanionami wśród buków i klonów. Jesieñ znaleziona. Kilkanaście kilometrów dalej jeszcze raz powtarzamy manewr pole-las-pole i na wyjeździe grzęźniemy w lepkiej glinie. Nie da się nawet za bardzo prowadzić roweru, trzeba iść obok drogi żeby nie ugrzęznąć. Za to pani we wsi widząc nasze próby oczyszczenia się zaprasza nas na podwórko i udostępnia wąż z wodą. To jest właśnie polska gościnność! Popołudnie jest słoneczne, mimo że słowo "słoñce" nie padło w prognozie pogody od wielu dni. "Atak zimy" to jednak dużo bardziej medialna rzecz, o słoñcu mówi się najlepiej kontekście "katastrofalnych upałów", a tych na razie brak. Strzałka naszego termometru nieznacznie wychyla się po za zero. Jedziemy doliną Wieprza. O zachodzie wylegujemy się na pagórku z szeroką panoramą zalewu Nielisz zwanego "morzem Roztocza". Koñczymy po ciemku kilka kilometrów za Szczebrzeszynem. Etapy nocne powoli wchodzą nam w krew. Jak zwykle etap nocny przebiega w warunkach terenowo - śniegowych. Do lasu pozostał wprawdzie niecały kilometr, ale już po pierwszych metrach zakopujemy się w śniegowej brei. Rzut oka na mapę i próbujemy inną drogę. Udaje się, znajdujemy miłą polankę, rozpalamy ogieñ i rozstawiamy namioty. Przed nami długi wieczór przy ognisku i trzydaniowy obiad ugotowany przez Radka: wołowina duszona w mleku kokosowym, bakłażany po koreañsku i smażone warzywa w curry. Poranek jest mglisty i lekko siąpiący. Kierujemy się w stronę Roztoczañskiego Parku Narodowego. Ledwie widoczna dróżka dochodzi do małej grobli i zupełnie znika. Rozchodzimy się w trzech kierunkach w poszukiwaniu duktu po drugiej stronie grobli. "Tu Kameleon, tu Kameleon, mam drogę" melduję przez radio. "Tu Kobra - zrozumiałem". "Tu Wilczy Pomiot, wracam do bazy". Wygłupiając się nadrabiamy braki z dzieciñstwa, kiedy to krótkofalówek po prostu nie było w sklepach. Chociaż trzeba przyznać że czasami naprawdę bywają pomocne. Droga jest oczywiście zupełnie zawalona wiatrołomami. Przez kolejne trzy kilometry przerzucamy rowery przez kilkadziesiąt drzew. Za to klimat tego wczesnego poranka jest cudowny. W lekkiej mgiełce las wygląda jak zaczarowany, z białego śniegu wystają kolorowe liście a nad tym wszystkim wciąż zielone korony drzew. Na koñcu drogi spotykamy Wielce Ważnego Strażnika Parkowego. Mamy szczęście bo akurat jesteśmy na szlaku. Wprawdzie Wielce Ważny Strażnik informuje nas, że szlaki są zamknięte z powodu niebezpiecznych wiatrołomów, jednak nie pozwala skrócić drogi (500m do asfaltu zwykła drogą leśną) i pod groźbą mandatu odsyła nas na zamknięty i zawalony wiatrołomami szlak. Wkrótce docieramy do wsi Kosobudy. Asfaltami przejeżdżamy do Krasnobrodu, na rynku przy fontannie robimy przerwę na posiłek a w odległym o kilkanaście kilometrów Józefowie spotykamy resztę ekipy - Magdę, Woutera i Marka. Z Józefowa kierujemy się leśną droga na południe. Jedzie się wyśmienicie, brak śniegu, brak błota a powyginane pod ciężarem śniegu brzozy tworzą malownicze łuki. Docieramy do mostka na rzece Sopot i kierujemy się wzdłuż jej biegu na zachód. Przypomina to zręcznościową grę komputerową: poziom pierwszy - kałuże, poziom drugi - zwalone drzewa, poziom trzeci - zwalone drzewa i kałuże. Humory jednak dopisują i mimo tych trudności jedzie się bardzo przyjemnie. Na nocleg w dolinie nad Tanwi docieramy jak zwykle po zmroku i z przygodami. Podczas terenowego etapu nocnego Magda przewraca się do wielkiej kałuży a Agnieszka wpada po kolana do rowu melioracyjnego. Kobiety to zawsze znajdą sposób żeby się wykąpać... W koñcu jednak znajdujemy dogodne miejsce na biwak, rozlega się dźwięk siekier i za chwilę strzelają pierwsze języki ognia. Ognisko rozwesela, grzeje, suszy mokre buty i oczywiście pełni kluczową rolę podczas przygotowania posiłku. Tym razem są to pieczone na żarze szaszłyki uzbeckie. Poranek dnia trzeciego jest szary i wilgotny podobnie jak dwa pozostałe. Jednak nam to zupełnie nie przeszkadza, zaaklimatyzowaliśmy się i dobrze czujemy w tej jesiennej szarości. Trasa ostatniego dnia wiedzie lasami w dolinie Tanwi. Lasy nad Tanwią podobają nam się bardzo - w przejrzystym sosnowym borze poutykane są kolorowe klony. Po śniegu pozostały już tylko wielkie kałuże. Ostatnią przerwę na posiłek robimy nad rzeką Biała Łada i rozpoczynamy ostatni etap, który jak zwykle nazywa się "złap pociąg". Do pociągu pozostało bardzo niewiele czasu, więc ostatnie kilometry decydujemy się jechać drogą wojewódzką 858. Droga okazuje się bardzo miła, ponieważ na odcinku Sieraków - Dąbrowica po prostu jej nie ma....jest za to zwyczajny polny dukt. Po prostu tego kawałka nikt nie wybudował i nic nie wskazuje na to by ktokolwiek miał zamiar to zrobić. Z niewiadomych przyczyn na trasie z Ulanowa do Biłgoraju istnieje czterokilometrowa luka. Wjeżdżamy na peron 3 minuty przed odjazdem pociągu. Udało się.Dziękuję Wszystkim za zapał i determinację dzięki której trzy szare dni zamieniły się w pełen wrażeñ wyjazd. Udział wzięli
Trasa 2009-10-15 (wieczorny dojazd na biwak) - 16 km Rejowiec - Siedliszczki - Marynin - Hruszów - Czarnoziem - Ostrów Krupski 2009-10-16 - 73 km - Siennica Królewska Mała - Siennica Królewska Duża - Baraki - (lasem) - Łukaszówka - Surhów -Wólka Orłowska - Izbica - Tarnogóra - Wirkowice Pierwsze - Staw Noakowski Kolonia - Staw Noakowski - Nielisz - Michałów - Szczebrzeszyn - Bodaczów - Niedzieliska Kolonia 2009-10-17 - 75 km - Lasem przez Roztoczañski Park Narodowy - Kosobudy - Wólka Wieprzecka - Szewnia Dolna - Szewnia Górna - Jacnia - Krasnobród - Wólka Husiñska - Długi Kąt - Józefów - (lasem, szlak rowerowy zielony) rz. Sopot - (lasem - szlak czarny) - Osuchy - Podsosina - Chmielek - Budzyñ - nocleg w lesie nad Tanwią 2009-10-18 81 km - Budzyñ - Chmielek - Pisklaki - rz. Tanew - Stary Lipowiec - Nowy Lipowiec - Stare Króle - Zanie - Budziarze - rz. Biała Łada - Stary Bidaczów - Łazory - Derylaki - Harasiuki - Sieraków - Dąbrowica - Ulanów - rz. San - Przędzel Kolonia - Przędzel - Wolina - Racławice - Nisko
| ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |