|
|
Jurajski Szlak Rowerowy Orlich Gniazd. Podróż Adama Świecy.Majówka to idealny czas na dłuższą wyprawę. Od lat szukałem odpowiedniego momentu by pokonać wyzwanie Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Obszar ten posiada szczególne walory krajoznawcze. Jest gęsto usiany szlakami rowerowymi, a podłoże gwarantuje satysfakcję każdego wielbiciela MTB. Liczne skały wapienne wyglądają niezwykle malowniczo, ale moim zdaniem największymi atrakcjami są dziesiątki wspaniałych ruin zamków. Wyprawę rozpocząłem późnym wieczorem 1 maja w Krakowie, pod Wawelem. Nabrzeże Wisły to miejsce chętnie odwiedzane przez zakochane pary. Zdawało się, że w ciemności trawnika kryły się całe tłumy. Nieomal żałowałem, że podróżuję sam. Tylko ja, rower i plecak turystyczny. Pożegnałem Bazyliszka i pognałem w kierunku Krakowskich Bronowic, gdzie rozpoczyna się szlak. Rozbiłem się niespełna kilometr za Krakowem w pierwszym nadającym się do tego miejscu. O poranku nie straciłem czasu na żadne dojazdy, byłem już w drodze. Pogoda od kilku dni raczyła bezchmurnym niebem i wysoką temperaturą. Wreszcie mogłem całkowicie zapuścić się w dzicz. Drogi w południowej części wyżyny to głównie twarde szutry. Przeważają obszary leśne. Po 33 km od Krakowa dotarłem do pierwszego punktu podróży. Zamek Tęczyn to nieoszlifowany diament wśród polskich ruin. Twierdza położona jest na krawędzi z dawna wygasłego wulkanu. Z przeciwległej krawędzi rozpościera się przewspaniały widok na majestatyczną budowlę i otaczającą zieleń. Zamek dumnie góruje nad okolicą. Niech liczba szlaków przecinających się u podnóża góry zamkowej świadczy o tym jak atrakcyjne to miejsce. Następnie, zgodnie z wytyczonym przez PTTK szlakiem czerwonym udałem się do pobliskich Krzeszowic. Warto odwiedzić tamtejszy park. Kolejnym przystankiem była dolina Eliaszówki. Imponujący Diabelski Most, a także Klasztor w Czernej to miejsca zdecydowanie warte zobaczenia. Klasztor położony jest wysoko, co oznacza koniczność podprowadzenia roweru kilkaset metrów pod górę. Na szczęście zjazd wszystko wynagradza. Sama grawitacja dała mi 63 km/h na liczniku przed dohamowaniem. Źródło św. Eliasza w dolinie Eliaszówki jest doskonałym miejscem do napełnienia wszystkich zbiorników. Po południu byłem zmuszony przyspieszyć. Na trasie spotkała mnie pierwsza i największa popołudniowa burza tej wyprawy. Deszcz dopadł mnie kilometr przed wsią Zawada I. Pognałem do pierwszego domu i skryłem się we wnęce przy wejściu. W ścianie wody kryły się gęsto kilku centymetrowe kule gradowe. Całe szczęście nie dość zmrożone. Uderzenia nie były bardzo dotkliwe. Po godzinie mogłem ruszać, obserwując chmury pary toczące się nad rozgrzaną ziemią. Dzień zbliżał się ku końcowi. Tymczasem powinienem dostać się do Kluczy przed godziną 19 gdzie umówiłem się z przyjaciółmi na grilla. Po drodze świeżo zabezpieczona ruina zamku Rabsztyn. Budowla została doprowadzona do stanu umożliwiającego udostępnienie jej turystom. Jeszcze wiele warowni czeka by o nie zadbać. Dzień żegnałem z przyjaciółmi w okolicach stawu Czerwonego i pustyni Błędowskiej, w Kluczach. Pobliskie zbiorniki wodne, są bardzo chętnie odwiedzane przez wędkarzy. Poranek rozpoczęliśmy od śniadania i inspekcji w jaskini Rudnickiej. W południe pożegnałem się i wróciłem na szlak przy kamieniołomie Cieszyniec. Przede mną kolejna długa droga w upale. Całe szczęście odcinki leśne pozwalają na chwilę oddechu. Kolejnym istotnym punktem wyprawy były okolice Bydlina. Twierdza obecnie w remoncie. Jakkolwiek to zabrzmi - wyjątkowo atrakcyjnym dla oka wydał mi się cmentarz i kaplica z XVIII w. Podczas podróży liczne flagi przypominają, że majówka to przede wszystkim święta pracy, flagi i konstytucji. Przed kolejną budzą zdążyłem jeszcze odwiedzić ruinę zamku Smoleń. Następnym przystankiem był Ogrodzieniec. Twierdza ta jest perłą wśród Jurajskich zabytków i symbolem tej krainy. Tego dnia zamek szturmowały tysiące turystów. W okolicy znajduje się także drewniana twierdza Birów i Skalne Miasto. Najwyższy szczyt 515,5 m n.p.m. i jedno z wielu rewelacyjnych ścianek wspinaczkowych, w które obfituje Wyżyna Krakowsko – Częstochowska. Wkrótce dotarłem do Bąkowca w Morsku, który jest atrakcją przyciągającą turystów do ośrodka wczasowego. Powoli też zapuszczałem się w obszary o piaszczystym podłożu. Tym charakteryzuje się północna część Jury. Góra Zborów położona przy drodze 792 była dla mnie odkryciem tej podróży. Przewspaniały widok na dziesiątki ogromnych skał wapiennych wynagradzał wszelkie trudy podróży. Poszarpany szczyt bardzo mocno góruje nad okolicą, pozwalając dojrzeć zamki Bąkowiec i Bobolice. Niebo daje znać, że to koniec podróży na dziś. Drugi dzień podróży zakończyłem oglądając świeżo odbudowany zamek Bobolice. Grzęda Mirowsko – Bobolicka to rozciągnięte na 2 km wybrzuszenie skalne, na którego końcach znajdują się bliźniacze zamki. Legenda głosi, że pomiędzy zamkami ciągnie się tunel pełen skarbów. Okolica ta należy do najwspanialszych na Jurze. Następnego dnia postanowiłem wstać już o 4:30 by szybko zdobyć ostanie 50 km i Jasną Górę w Częstochowie. Niestety deszcz padał aż do 8 rano. Odświeżona deszczem okolica zamku Mirów. Ta twierdza czeka w następnej kolejności na odbudowę przez rodzinę Laseckich. Po przejechaniu większej części z tych 200 km pomiędzy Krakowem i Częstochową czekały mnie najtrudniejsze leśno – piaszczyste odcinki terenowe. Obecnie koncentruje się na zawodach kolarstwa górskiego. To był dla mnie wyjątkowy wypad. Normalnie piaszczysta droga na Maratonie MTB nie byłaby niczym nadzwyczajnym i pokonałbym ją ze średnią prędkością przekraczającą 20 km/h. Zważając jednak na nagromadzone zmęczenie i ciężki plecak – odcinek między Moczydłem a Suliszowicami był prawdziwym wyzwaniem. Po drodze odwiedziłem pozostałości ciekawego zamku zbójeckiego Ostrężnik. Ostatnie kilometry przed zamkiem Olsztyn przebiegały po asfalcie. Z wielkim zadowoleniem zwiedziłem olbrzymi masyw skalny będący podwaliną największego obszarowo zamku na Jurze. Niestety ze średniowiecznego Olsztyna zostały tylko 2 wieże. Zostało mi już poniżej 20 km do celu. Przed 15 dnia 4 maja przejechałem obok starego rynku w Częstochowie i dojechałem do Jasnej Góry. Pokonałem w sumie 230km ze średnią prędkością 14,5 km/h. Jurajski szlak rowerowy Orlich Gniazd to jedna z najważniejszych tras polskiego rowerzysty – turysty. Trasa jest świetnie oznaczona, różnorodne rodzaje dróg: leśne, szutrowe, czasem dla wytchnienia asfaltowe. To była najlepsza, choć samotna majówka.
| |||||||||||||||||||||||
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i publikowanie tylko na zasadach określionych przez redakcję Koła Roweru >>zobacz. strona główna | index |